Kurcze, ale miałam kryzysior dziewczyny! Tak się chrztem sobotnim zestresowałam, że normalnie w niedziele nic mi nie chciało leciec z cyckow! Dziecię głodne wyło pół dnia, potem odmroziłam troche zapasów (chwała mi za to,ze je zrobilam), nakarmilam, a w poniedzialek jak gdyby nigdy nic pokarm znow leciał ;/// Czy ja wiecznie z tym karmieniem musze jakies dramaty przezywac ?
My jemy juz codziennie po łyzeczce jabluszka, bo po nim jest super kupa i zero zaparć, więc nie mam zamiaru oponowac i katowac dziecko bolami brzucha
Zajada się jak oszalały i jak odkładam łyzeczke to on w ryk normalnie
Do tego zaskoczyl mnie tym,ze od poczatku dobrze wiedzial co z tym robic, otworzyl paszcze, poćlamkał przez pare sekund i połknął... jakie to dziecinnie proste! :>
Z innymi nowościami bedziemy jeszcze troche czekac. W poniedzialek trzecie szczepienie, to sie zapytamy pediatry, co i kiedy.
No i testowalam nocne przetrzymywanie (cale szczescie, ze maly spi od poczatku w swoim pokoju, bo jakby mi kwekał nad uchem to bym nie dala rady i odpuscilam) - tzn, jak sie budzil o 5 rano, ale nie wył tylko sobie tak lezal i zagadywal o cyca, to ja wyrodna matka nakladalam poduche na ucho i po pol godziny on i tak zasypial. Tak go pare dni poprzetrzymywalam i wuala!! 10 godzin snu bez problemu
Start 22.30 koniec 8.30
Podziwiam Was, co wstajecie co 3 godziny, ja to bym dawno pokarm juz stracila zyjac w takim trybie 3-godzinnym.