- Dołączył(a)
- 22 Lipiec 2018
- Postów
- 2
Witam wszystkie Mamy...
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.