reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

ciężka sytuacja życiowa przed porodem a zachowanie faceta...

Dołączył(a)
22 Lipiec 2018
Postów
2
Witam wszystkie Mamy...
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.
 
reklama
Ja bym się spakowala i wróciła do rodziców. Teraz powinnaś myśleć o sobie i o dziecku. Po cesarce będziesz potrzebowała pomocy i warunków, a jak sama mówisz tam ich nie ma. Myślę że nie ma na co czekać i póki jesteś jeszcze na chodzie weź sprawy w swoje ręce. Rodzice na pewno Ci pomogą tylko powiedz im jak jest. Twój mąż niestety nie dorósł do swojej roli a szkoda Twoich nerwów na takiego człowieka.
 
Witam wszystkie Mamy...
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.
Bardzo dobrze myslisz. Dawno trzeba bylo to zrobic. Ale przynajmniej wiesz ze zrobilas wszystko co w twojej mocy, zeby uratowac wasz wiazek i stworzyc dziecku rodzine. Moim zdaniem nie ma co utrzymywac darmozjada. Wywal go na zbity pysk, ta chalupe sprzedajcie i wracaj do rodzicow. Musisz opowiedziec jak sie sprawy maja. Nie wyobrazam sobie wychowywac dziecka w takich warunkach jak opisujesz. A imbecyl niech swojej mamusi sciemnia ze szuka pracy. Powodzenia dla Ciebie :*
 
Zastanawiam się ile razy jeszcze musi Cię oszukać abyś przejrzałam na oczy?

Wzięłaś pasożyta i lenia za.meza
ani się obejrzysz a będziesz miała na głowie komornika i stracisz dom, na który Twoi rodzice ciężko pracowali.
W te pędy pozew o rozwód i alimenty.
Zanim wpadniesz w spiralę długów prze przez niego, zanim zrobi Ci kupę dzieciaków, zanim nie wpadniesz w ***** po uszy.
 
Witam wszystkie Mamy...
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.
Odejdź od niego. Nie wstydź się tego przed swoimi rodzicami. Powiedz im prawdę a napewno zrozumieją. Teraz zachowuje się karygodnie a wkrótce zostaniecie rodzicami i wtedy dopiero przyjdą prawdziwe problemy. Życie to nie bajka a pieniądze z nieba mu nie spadną. Musicie z dzieckiem mieć pewny i ciepły dom, wsparcie po porodzie które jest niezwykle potrzebne a którego on Wam pewnie nie da. Jesteś w tak zaawansowanej ciąży, że musisz postanowić coś tu i teraz gdyż nie znasz dnia ani godziny gdy na świat przyjdzie dziecko. Głowa do góry ! Najważniejsze teraz jest zdrowie Twoje i dziecka ,. bezpieczeństwo Wasze oraz spokój ! Czekam na wiadomości co zdecydowałaś. I pamiętaj, takiemu człowiekowi ciężko będzie się zmienić- naobiecuje nie wiadomo czego a potem obietnic nie spełnia. Pozdrawiam.
 
Lekko mówiąc to jakieś nieporozumienie. Rodziców masz wspaniałych, ale partner jeszcze nie dorósł... To trudne, ale najlepsze
dla Ciebie rozwiązanie to odejście od niego. Jako "samotna" matka (masz rodzinę) lepiej sobie poradzisz. Wątpię w to, że jeśli znajdzie pracę to ją utrzyma- ten typ tak ma..
 
Bardzo dziekuje za wsparcie :*

Kwestia jest taka, ze gdy sie poznalismy sama bylam jeszcze bardzo glupia i nieodpowiedzialna, nie myslalam jeszcze powaznie o zyciu,tylko o zabawie. Dlatego mam metlik w glowie. Bylam wtedy zalamana po poprzednim zwiazku, po tym jak dowiedzialam sie ze byly narzeczony mnie zdradzal i troche spieprzylam swoje zycie, wpadlam w bagno (alkohol,imprezy) rzucilam prace i nie zalezalo mi na niczym. Wtedy moj mi bardzo pomogl i przywrocil chec do zycia, bylam wtedy na prawde przeszczesliwa,bo ktos, zauwazyl we mnie w koncu wartosciowa osobe i na prawde czulam sie wtedy bardzo kochana. Od pierwszego spotkania praktycznie zamieszkalam u niego, bo nie moglismy sie od siebie odkleic,tak Nam sie wspaniale ze soba rozmawialo. Pokazal mi joge, dzieki niemu zaczelam zwracac uwage na duchowosc,wybaczylam wszystkim,spojrzalam na swiat z innej perspektywy, bo on ogolnie jest dobrym czlowiekiem, czyta duzo ksiazek, jest inteligentny,pomagal zawsze biednej matce tylko jest bardzo nieodpowiedzialny, zyje tak jakby we wlasnym swiecie i nie ogarnia prostych rzeczy, czynnosci... Troche jakby byl z innej planety,buja w oblokach, dlatego tez mam metlik w glowie... bo do tej pory on mnie utrzymywal, oplacal mieszkanie, jedzenie, zapewnial rozrywki, kilka razy zaskoczyl prezentem, nigdy niczego ode mnie nie chcial, tyle ze to byl latwy pieniadz. Przed ciaza pracowalam na pol etatu w sklepie na swoje wydatki, ale niestety na czarno ,bo mam komornika na koncie wlasnie przez bylego bo okazalo sie ze nie placil rachunkow a byly na mnie... I wtedy dowiedzialam sie, ze jestem w ciazy, dlatego nic mi sie nie nalezalo od pracodawcy. wiadomo Nagle musialam calkowicie sie zmienic, dorosnac i zaczac myslec powaznie. On troche nie bardzo potrafil sie odnalezc w sytuacji, ale myslalam ze potrzebuje czasu. Dopoki nie bylismy malzenstwem glupio bylo mi prosic o pieniadze na moje potrzeby bo moglam isc przeciez do jakiejs lzejszej pracy :/ ale w pierwszym trymestrze bylam ciagle senna I zmeczona w drugim znow brzuch i rodzice mi wmawiali ze nie powinmam pracowac dlatego tez sama sie obwiniam za ta sytuacje i nie wiem czy tak do konca moge miec teraz do niego o wszystko pretensje,ale wydaje mi sie ze normalny facet powinien od razu isc do jakiejkolwiek pracy w takiej sytuacji.
Na dniach hydraulik wszystko porobi zeby dalo sie Tu normalnie funkcjonowac, wszystko jest kupione (wanna,wc,umywalka) tylko czeka na podlaczenie,Bo ciezko o hydraulika gdyz zawaleni sa terminami. Do rodzicow nie bardzo moge wrocic,Bo mlodszy brat przejal moj pokoj I nie ma tam dla mnie miejaca, wiec musze jakos sobie poradzic chocbym miala zostac sama. Najgorzej ze trzebaby powoli opal gromadzic na zime. Chcialabym sie w koncu usamodzielnic zeby w razie Wu dac rade I nie byc zalezna od zadnego faceta, przydalaby sie zdalna praca tylko ciezko taka znalezc... A staram sie. Nie wiem tez czy da rade to pogodzic z malenstwem,ale trzeba wziac odpowiedzialnosc za swoje czyny. Moze ktoras z was orientuje sie w pracach zdalnych?
 
Ostatnia edycja:
Przykra sytuacja, ale tak jak piszesz jeśli okazało się ze jesteś w ciąży i ty nagle musiałaś dorosnąć facet tez powinien wziąć odpowiedzialność. Sama dziecka sobie nie zrobiłaś, ze tak powiem. Nie chce cię straszyć, ale po porodzie przyjeżdża pediatra, później polozna środowiskowa ( bynajmniej u mnie tak jest) Powinnaś się obawiać, ze może ci zostać nawet odebrane dziecko z powodu braku warunków. Pisze to tylko dlatego, ze moja teściowa jest taką położną i niestety takie sytuacje tez ją spotkały. Ma obowiązek zgłosić taką sytuacje do Mopsu.
Ja porozmawiałaby szczerze z rodzicami i wyniosła się do nich na czas dokończenia domu, by w godnych warunkach wychowywać dziecko. Niech to będzie dla niego ostatnie ostrzeżenie. Niech kończy remont i idzie do normalnej pracy. W takiej sytuacji nie rozumiem „że fizycznie nie będzie pracował” musi zarobić na wasze utrzymanie!
Co do pracy w domu, może jakieś szycie czegoś. Kocyki, poduszki, jakieś dresiki itp. dziecku się przydadzą i trochę zarobisz. Trzymam kciuki żeby twój mąż szybko dorósł, ale po tym co piszesz to nie wiem czy przyjście dziecka na świat coś zmieni.
 
reklama
Witam wszystkie Mamy...
Potrzebuję porady i oceny sytuacji, ponieważ powoli psychika mi siada.
Jestem w 8 miesiącu ciąży, poród odbędzie się nieco wcześniej, ponieważ będę miała cesarskie cięcie.
Obecna sytuacja nie wygląda zbyt kolorowo i wiem, że sama jestem sobie winna, przez moją bezmyślność, bo związałam się z lekkomyślnym człowiekiem, ale nie mam zupełnie z kim o tym porozmawiać, gdyż nie chce za bardzo mówić rodzicom, ani znajomym o tym przez co teraz przechodzę.
ale zacznę od początku.
Mój chłopak pracował nielegalnie, ciąża nie była planowana, ale w momencie gdy się o niej dowiedziałam sam mówił, że zacznie legalnie pracować. Czas mijał, a nic takiego się nie działo. W końcu doszło do tego, że zainterweniowała policja. O mało co nie wylądował za kratkami. Bardzo to przeżywałam i wspierałam go jak tylko mogłam, szukałam rozwiązania, byłam przy nim. Starałam się widzieć w tym plusy i nowe perspektywy - że w końcu zaczniemy żyć normalnie i ciągle mu to powtarzałam. Wzięliśmy ślub. Niestety nie mieliśmy już pieniędzy i zostaliśmy wyrzuceni z mieszkania. Nie mieliśmy za bardzo dokąd pójść, więc moi rodzice kupili nam dom na wiosce 20km obok naszego miasta. Niestety nie było ich stać na nic ekstra, bo tylko moja mama pracuje i wpakowała w dom praktycznie wszystkie oszczędności. Naszym zadaniem było zrobienie remontu (gips, pomalowanie ścian i co najważniejsze zrobienie łazienki) Mąż przed wprowadzką mówił, że pożyczy pieniądze od kolegi, więc byłam o to spokojna - w efekcie okazało się, że nic z tego nie wyszło.
W domu łazienka jest w stanie surowym, w kuchni nie ma odpływu, ani ciepłej wody, zamiast toalety wychodek... Warunki są bardzo ciężkie. Rodzice dali nam 2 tysiące na remont, bo kobieta zeszła trochę z ceny za nieruchomość, ale mąż musiał opłacić zaległe dość spore rachunki żeby nie nałożyli nam kary, kupił bilet miesięczny do pracy, reszta poszła na życie... Chciałam żeby mąż poszedł tu lokalnie do pracy np. na magazyn, bo dojazdy do naszego miasta są bardzo drogie (bilet miesięczny ok 160 zł) ale on nie będzie robił fizycznie. :/
po ok. 3 tygodniach dopiero zaczął prace w call center... nie byłam z tego za bardzo zadowolona, ale miały być niby spoko zarobki. Popracował 2 tygodnie i go wyrzucili, bo miał ponoć za mało umów. Wiem, że praktycznie codziennie się spóźniał raz wziął wolne i raz nie był w ogóle pracy. Ja w tym czasie robiłam mu dobre kanapki do pracy, dawałam pieniądze od rodziców żeby w pracy mógł coś kupić, starałam się motywować, że da rade z tymi umowami, dbałam o dom, próbowałam kończyć gipsówkę, musiałam dźwigać 10 litrowe wiadra z wodą, bo wracał późno, a musiałam jakoś zmyć naczynia itp. Byłam bardzo zmęczona, ale musiałam działać żeby jakoś ten dom doprowadzić do porządku. On zje, wykąpie się i za przeproszeniem wysra u matki, a ja muszę gotować wodę aby umyć się w misce.
Minęły już 2 tygodnie odkąd znów nie ma pracy. Nie chciał iść na magazyn itp. bo "on nie chce byle jakiej pracy" tylko czeka na gwiazdkę z nieba nie mając żadnych kwalifikacji i mówi, że nikt nie odpowiada na CV.
Dla dziecka do tej pory nie mamy zupełnie nic oprócz wanienki od teściowej i on uważa, że mamy jeszcze na wszystko czas. Ja praktycznie całą ciąże musiałam przechodzić w za ciasnej bieliźnie i mając praktycznie jedne spodenki. Wszystkie ubrania są już na mnie za ciasne. Nie miałam na witaminy, czy na krem na rozstępy. On zamiast uczciwie pracować ciągle pożycza albo robi to co nie powinien bo wielce "musi jakoś zamotać pieniądze" a z pracy pieniądze dostanie niby dopiero po miesiącu a potrzeba teraz.
Ja jestem ostatnio totalnym kłębkiem nerwów, przynajmniej raz w tygodniu zdarza mi się płakać, bo boje się jak to wszystko będzie. A on tylko potrafi dobić, że przesadzam i wymyślam.
Jest tu tyle rzeczy do zrobienia, a on za nic sam z siebie się nie bierze.
Dopiero po awanturach zaczął dźwigać wiadra z wodą i w ogóle jakkolwiek mi pomagać, bo nie ogarnia, że kobieta w ciąży nie powinna dźwigać, ale i tak większość rzeczy muszę zrobić sama. Gipsówka dalej jest nie skończona...
Rodzice przyjeżdżają raz w tygodniu i przywożą nam różne rzeczy żeby pomóc. Babcia się zlitowała i dała moim rodzicom pieniądze na hydraulika, bardzo nam pomagają załatwili kuchenkę gazową, gaz itp
ale nie mogę im się przyznać, że on nie pracuje, bo mama bardzo się wkurzy, że ona musi na nas ciężko pracować. Byłam w mopsie prosić o pomoc, ale zaoferowali tylko 100 zł...
A on zamiast wykazać się jakoś, wyjść z inicjatywą żeby jakoś ulepszyć dom to robi tylko to o co go poproszą i to robi na dzień przed ich przyjazdem.
Ostatnio pojechał sobie do miasta na cały dzień zostawiając mnie nawet bez wody mineralnej do picia w okropny upał żeby wielce "zamotać pieniądze". Bo przecież można pić kranówę :/
Bardzo się zdenerwowałam, bo ja nie mam pieniędzy nawet żeby jechać do lekarza tym bardziej na inne potrzeby. od 3 tygodni mówiłam mu, że potrzebuję podkład, bo odkąd jestem w ciąży mam straszne problemy z cerą i wstyd do ludzi wyjść, na szczęście mam jakiś stary który mi nie pasował...
oczywiście nie doprosiłam się, więc wzięłam sprawy w swoje ręce i sprzedałam coś na olx żeby go sobie kupić, niestety moje konto nie działa więc klientka wpłaciła jemu te pieniądze. Oczywiście po czasie okazało się, że nie załatwił żadnych pieniędzy i te pieniądze poszły na jedzenie. Nie mam ani grosza odkąd pieniądze od rodziców się skończyły, bo on mi przecież ani grosza nie da...zresztą nie bardzo jest co.
Na każdym kroku mnie zawodzi i teraz wmawia mi, że to wszystko moja wina i, że ja się go czepiam, a do tej pory starałam się być naprawdę wyrozumiała, bo każdy ma w życiu wzloty i upadki, ale w ostatnim tygodniu zaczęłam mu robić awantury żeby wziął w końcu odpowiedzialność za swoje czyny, zadbał o rodzinę jak facet i poszedł w końcu do roboty. To już prawie koniec ciąży i nie mogę nawet odpocząć. A on by się tylko zajmował głupotami, się "czilował" i pił codziennie po piwku. Ostatnio przyjechał jego kolega z zagranicy i zaproponował mu trawkę i wyszła z tego ogromna afera, że jestem zła i najgorsza, że mu zakazuje i robie wstyd przed kolegą. Wygarnęłam mu, że jemu powinno być wstyd, że lada moment rodzę, nie mamy nic dla dziecka, żyjemy w warunkach jak jaskiniowcy i nie zrobił nic żeby to zmienić!
Dałam mu ultimatum, że ma iść do pracy od poniedziałku, bo jak nie to koniec. Niby ma iść, zobaczymy.
On myśli chyba, że jak urodzę będę miała na wszystko czas i będę mogła pracować! W ogóle nie zdaje sobie sprawy jak wygląda ciąża i macierzyństwo, a non stop mówię mu, że jest już mi powoli naprawdę bardzo ciężko, boli mnie kręgosłup, jestem zmęczona itp...
Dziś dowiaduje się, że to wszystko moja wina, że ja go demotywuje, że to ja mam problem ze sobą i we mnie leży przyczyna problemu, bo karmie się negatywnymi emocjami i wpływa to na niego!
że użalam się i to ja mam nad sobą popracować.
W ogóle nie docenia, że moi rodzice kupili nam dom. Jest jaki jest, ale chociaż jest kawałek ziemi na który w życiu nie byłoby go stać. Do tej pory ciągle na wynajmie, a ma 27 lat i nie pomyślał żeby cokolwiek odłożyć, więc uważam, że powinien mieć motywacje żeby go ulepszyć, a on twierdzi, że ja mu wszystko wypominam...
doprowadził mnie dziś do załamania nerwowego i jeszcze ma pretensje, że nie zrobiłam mu dziś śniadania, bo przecież to leży w obowiązkach kobiety! Dla mnie to jest po prostu już szczyt bezczelności i naprawdę myślę o tym żeby zakończyć ten związek, bo do tej pory starałam się jak mogłam.
Powiedzcie mi dziewczyny co o tym sądzicie, bo mi już po prostu na to brak słów. Czy ja wymagam wiele? Staram się być silna naprawdę, ale już tracę cierpliwość i myślę, że inne już dawno kopnęłyby go w d*pe.
Szok ! Nic sie kobieto nie zmieni jaki byl len taki bedzie. Bedziesz go utrzymywac bedzie żerował na 500 + . moj maz jak ma wolne zawsze robi nam sniadnia czy jestem w ciazy czy nie bez zadnej prosby. Ja bym mu zrobila sniadanko to by sie nie pozbieral. Ja bym na twoim miejscu zamieszkala u rodziców. Bedziesz czula sie bezpieczniej.
 
Do góry