Hejka. Udało mi się (na raty) Was podczytac. Opowiem jak u mnie było z tym wpisem o ciąży z in vitro. W karcie ciąży chyba mialam, zresztą karta z nazwą kliniki na przodzie to raczej łatwo się domyślić,że jak nie in vitro to jakieś wspomaganie. Moja miejscowa gin wiedziała bo sama mnie wysyłała. W szpitalu też położne wiedziały z racji tego co u nich wcześniej przeszłam a i trafiłam w 6tc z krwotokiem na odział. Tak jedna położna , która nie wiedziała zaczęła do mnie brzydko sapać, że czemu ja rycze, raczej z tego nic nie będzie bo to początek na co jej odpowiedziałam,że tyle lat walczyłam o ciążę i jest ona z in vitro, że mam prawo się bać...i panikować. Zaczęła mnie przytulać i mówić,że będzie dobrze (to ta sama sucz co przy peknietej pozamacicznej potraktowała mnie jak psa).. w każdym razie jak przyjechalam do szpitala dzień przed porodem, bo nie czułam ruchów to sprawdzała ruchy polozna, której nie znałam. Wypisywała moja kartę i robiła wywiad. Jak jej zaczęłam wymieniać leki, które biorę to od razu zapytała czy in vitro. Była z większego miasta obok (bo ja mieszkam w takim mieście 25 tys mieszkańców, nieagatka by powiedziała "w wiosce
") i tam mnóstwo przypadków in vitro. I słuchajcie od razu naciskała na mnie bym chciała cesarkę. Jak zapytała jak chce rodzic i powiedziałam,że naturalnie to ciągle mi powtarzała,że w moim przypadku powinnam rządac cesarki. W nocy kilka razy przy badaniu mówiła, bierz CC. Ja jej odpowiedziałam,że chciałabym uniknac CC, raz już "miałam", wiem z czym to się je w moim przypadku i chciałabym spróbować naturalnie. Wierzę,że jak będzie potrzeba to lekarz zadecyduje o CC. Dziś wiem,że różne są przypadki, pewnie się naogladala u siebie i i lepiej dmuchać na zimne niż za późno coś zrobić.. u mnie na szczęście poród był łaskawy. Trafiłam na porodówkę bez skurczy z 7cm rozwarcia. Poród trwał 2h 50m. Nie powiem ,że przez to,że Królowa życia wyszła z rączką przy główce byłam mega porozrywana i lało się niewiadomo skąd , szył i szył czego skutki odczułam podczas połogu a i do dziś odczuwam. Chciałam tylko napisać,że są położne, które mając świadomość potrafią załatwić ta cesarke jeśli kobieta jest zdecydowana. Jak się Królowa urodziła i położne zakładały jej książeczkę, mnie wtedy lekarz zszywal to słyszałam jak że sobą dyskutowały, jedna mowi,że wpisze in vitro na co druga (moja kochana i trochę znajoma położna- dzięki Bogu na nią trafiłam na porodówce) od razu do niej "a po co? Absolutnie" i nie mamy wpisane. U nas dużo ludzi wie. Miasto male, ja sama wielu osobom powiedziałam (,czego żałuje). Ale nie mam z tym problemu, nawet im dalej w las tym bardziej jestem dumna i mogę o tym mówić. Nie wiem jak będzie jak Hania podrośnie ale nie mamy zamiaru ukrywać. Mam nadzizje,że zrozumie
to jest nasz CUD.
Co do miłości.. to właśnie chyba z tego powodu,że boje sie ,że będzie jej mniej albo ,że Hania na tym ucierpi jeszcze nie wróciliśmy do kliniki. Nie wiemy jakie póki co nie mogę sobie tego w głowie ułożyć. Moje oczko w głowie śpi obok mnie i nie mogę sobie wyobrazić ,że muszę ją przenieść do łóżeczka czy drugiego pokoju bo będzie kolejne malenstwo, któremu muszę oddać siebie . A przecież niewiadomo czy się uda.. i przecież nie chce by Hania była sama. Trudne to.