tyle dobrego w złym że poronienie samoistne będzie zawsze ginekologicznie lepsze niż łyżeczkowanie - ginekolog pewnie kierował na lyzeczkowanie bo było zatrzymane i nie było wiadomo że ruszy wcześniej
Ale też jest to coś co chce wymazać z pamięci, przede wszystkim pod kątem bólu
Wiadomo, ze naturalnie zawsze lepiej, lekarz tez o tym wie, ale widział jak to przeżywam i chciał żebym się już psychicznie nie musiała zadręczać pytaniami typu: po czym poznam, ze się zacznie, czy dużo będzie krwi, ile skrzepów, czy będzie bolec…
Ból fizyczny był do wytrzymania. W zasadzie tylko godzinę miałam delikatne bóle jak na mocniejsza miesiączkę, później poczułam ze coś pękło i zaczela się krew… duuuuuzo krwi, potem duuuuuzo skrzepów. Byliśmy wystraszeni, ze mam jakiś krwotok… i przez to co widzieliśmy, i to w jakim stanie fizycznym wróciłam ze szpitala… nooo ja tez myślałam ze jesteśmy silni, ale zdarzają się dni, tak jak ten weekend, ze człowiek w środku sypie się na kawałki…
Leżałam w tym szpitalu, czekając na anestezjologa, lało się ze mnie niemiłosiernie, aż wkoncu zaczęłam mdleć… a jak już anestezjolog przyszedł i brali mnie na zabieg to znowu odlecialam… jak doszłam do siebie to jak przez mgle kojarzę ze lekarz i pielegniarki mówiły do siebie ze bardzo dużo ze mnie poleciało i raczej już poroniłam, ale skupiłam sie na anestezjologu, bo powiedział ze absolutnie nie poda mi znieczulenia, bo jestem za słaba i za blada, ze mam sine usta i maja na cito robić morfologię i grupę krwi bo będzie chyba konieczna… godzinę później widziałam uśmiechnięta, pełna życia i energii kobietę po lyzeczkowaniu, miała zabieg przede mną…. Szykowała sie do domu… I płakałam już nie nad cała ta sytuacja, ale nad tym, ze ona wie na czym stoi, ze zaczyna już nowy rozdział, a ja nawet nie miałam pewności, ze moj dramat sie skończył… leżałam bez sił na tym lozku, pod tlenem i cała reszta innych sprzętów zastanawiając sie jak długo jeszcze…. Pierwsze dziecko urodziłam w 4,5h od pierwszych skurczy, drugie w 2,5h, a trzecie ronilam 12h…
Nie wiem, może mi sie tak tylko wydaje, ale uwazam, ze gdybym miała umówiony zabieg tak żeby samo sie nie zaczęło, żebym nie musiala oglądać tego co i w jakiej ilości ze mnie wychodzi, leżeć w kałuży krwi, mdleć… a mąż nie musiałby po mnie sprzątać, wzywać pogotowia i dowiadywać sie ze jestem już tak słaba ze mdleje, to bylibyśmy w lepszej kondycji psychicznej… a teraz nasze marzenie o 3cim dziecku zostało odsunięte przez strach… żeby poprostu poraz kolejny nie było nam dane przeżyć tego w taki sposób… i nawet jeżeli jeszcze kiedyś sie zdecydujemy świadomie, a miałaby sie sytuacja powtórzyć, to już wiemy ze jesteśmy w stanie iść do prywatnego szpitala i zapłacić za natychmiastowy zabieg…