Witam dziewczyny, kilka dni temu pisałam o stracie synka. Dziś byłam na wizycie u mojego ginekologa, nie zrobił mi żadnych dodatkowych badań tylko dam zbadał. Wynik histopatologiczny brzmiał: Nasilone zaburzenia w krążeniu płodowym i matczynym. Brak jednej tętnicy w pępowinie.
Mój lekarz powiedział, że to mogło być przyczyną poronienia bo w pewnym momencie przepływ krwi w jednej tętnicy mogło być niedostateczne do rozwoju dziecka. Powiedział, że mogło być tak, że dziecko mogłoby urodzić się z jakimś upośledzeniem i, że pewnie dlatego macica odrzuciła i wydaliła dzieciątko. Powiedział żebym odczekała jeden cykl po stracie synka i potem możemy już rozpocząć starania. Prawdopodobieństwo ponownej takiej sytuacji może być jak w przypadku każdej kobiety, czyli 1 na 1000000. Mamy już zdrową 3 letnią córkę i to też świadczy o tym, że mogę zajść w ciążę i ją donosić szczęśliwie. Zastanawiam się nad jego słowami, bać będę się już zawsze....chce spróbować jeszcze... może pomyślicie, że zwariowałam ale chyba pozostawię sprawę losowi i Bogu, nic na siłę, na luzie i zobaczymy kiedy się uda...co myślicie?