KatJak
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 14 Maj 2020
- Postów
- 1 891
Witam Was serdecznie. Postanowiłam napisać post tutaj ponieważ potrzebuje porady lub wymiany doświadczeniami a czytając Wasze wpisy widzę że macie ich dużo... Opisałam już na jakimś forum moją historię ale z racji tego, że jestem tu od wczoraj słabo jeszcze się poruszam po tych wątkach.
Zacznę od początku. Od stycznia staraliśmy się z mężem o nasze pierwsze dziecko. Szybko nam się udało bo już w marcu na teście pokazały się dwie kreski. Radości nie muszę chyba opisywać. Na drugi dzień poleciałam zrobić betę dla potwierdzenia - wynik 83. Szybko do ginekologa nie wiedząc jeszcze że przy tak małej becie nic nie widać. Gin kazała powtórzyć za 48 h. Tak też zrobiłam - wynik 92. No i tu zaczął się mój dramat. Finalnie okazała się to ciąża biochemiczna poroniona 18.03.
20.04 dostałam normalnie @, wszystko przebiegało jak zawsze.
06.05 zaczęłam plamić, zaniepokoiło mnie to jednak ciąży nie brałam pod uwagę ponieważ wydawało mi się to niemożliwe. Jednak na wszelki wykonałam test - dwie piękne kreski ! Radość przemieszana za strachem. I scenariusz ten sam - wynik bety 425, po 72h 153... Plamienie nie ustępowało więc poszłam na USG . Tam diagnoza zszokowała mnie jeszcze bardziej... Dwa torbiele na obu jajnikach, jeden 6 cm z którego występuje to krwawienie. Prawdopodobnie czynnościowe - nie było ich na pewno w marcu. Z tej wizyty zapamiętałam tylko że torbiele, brak ciąży i brak ciąży pozamacicznej - reszte mój mózg przestał rejestrowac. Macica niepowiększona 7 mm.
Dodam że choruje na Hashimoto, jednak leczę się i jestem pod stałą opieką.
Czy może któraś z Was miała podobne doświadczenie ? Czy jest to możliwe że wynik bety był nieprawdziwy i nie byłam w drugiej ciąży ? Nie mam pojęcia kiedy ewentualnie mogło dojść do drugiego zapłodnienia. Teraz mam żal do siebie że nie poczekaliśmy chociaż dwóch cykli. Po pierwszym poronieniu beta wynosiła pod koniec marca 0,5. W środę mam wizytę u.mojej gin prowadzącej ale wykoncze się do tego czasu
Przepraszam za długi post.
Zacznę od początku. Od stycznia staraliśmy się z mężem o nasze pierwsze dziecko. Szybko nam się udało bo już w marcu na teście pokazały się dwie kreski. Radości nie muszę chyba opisywać. Na drugi dzień poleciałam zrobić betę dla potwierdzenia - wynik 83. Szybko do ginekologa nie wiedząc jeszcze że przy tak małej becie nic nie widać. Gin kazała powtórzyć za 48 h. Tak też zrobiłam - wynik 92. No i tu zaczął się mój dramat. Finalnie okazała się to ciąża biochemiczna poroniona 18.03.
20.04 dostałam normalnie @, wszystko przebiegało jak zawsze.
06.05 zaczęłam plamić, zaniepokoiło mnie to jednak ciąży nie brałam pod uwagę ponieważ wydawało mi się to niemożliwe. Jednak na wszelki wykonałam test - dwie piękne kreski ! Radość przemieszana za strachem. I scenariusz ten sam - wynik bety 425, po 72h 153... Plamienie nie ustępowało więc poszłam na USG . Tam diagnoza zszokowała mnie jeszcze bardziej... Dwa torbiele na obu jajnikach, jeden 6 cm z którego występuje to krwawienie. Prawdopodobnie czynnościowe - nie było ich na pewno w marcu. Z tej wizyty zapamiętałam tylko że torbiele, brak ciąży i brak ciąży pozamacicznej - reszte mój mózg przestał rejestrowac. Macica niepowiększona 7 mm.
Dodam że choruje na Hashimoto, jednak leczę się i jestem pod stałą opieką.
Czy może któraś z Was miała podobne doświadczenie ? Czy jest to możliwe że wynik bety był nieprawdziwy i nie byłam w drugiej ciąży ? Nie mam pojęcia kiedy ewentualnie mogło dojść do drugiego zapłodnienia. Teraz mam żal do siebie że nie poczekaliśmy chociaż dwóch cykli. Po pierwszym poronieniu beta wynosiła pod koniec marca 0,5. W środę mam wizytę u.mojej gin prowadzącej ale wykoncze się do tego czasu
Przepraszam za długi post.