Cześć!
Jestem tu nowa i szczerze mówiąc szukam wsparcia psychicznego
Jestem w 20 tc, pierwsza ciąża, wyczekana. Od początku przyjmuje luteinę (plamienia w 6tc), w 15tc czułam twardnienie brzucha i dostałam magnez, nospe, lekarz zmierzył szyjkę - 31,3 mm. Jeszcze przez tydzień odczuwałam coraz słabsze twardnienia, po czym ustały. Do kolejnej wizyty w 19tc czułam się super, nic nie bolało, nic nie twardniało. Okazało się że szyjka 26,7 mm. Lekarz kazał się oszczędzać i nie odstawiać luteiny. Następna wizyta dopiero za 4 tygodnie, nie wspomnial nic o dalszym postępowaniu, leczeniu, pessarze czy szwie. Powiedział jedynie, że w razie bólu lub twardnien jechać od razu do szpitala.
Od tamtego momentu popadłam w jakąś paranoje, wydaje mi się że ciągle czuje coś nietypowego, w nocy stwardniał mi brzuch. Non stop o tym myślę, wsłuchuję się w każdy najmniejszy objaw.
Piszę tutaj, bo chciałabym usłyszeć jakieś pozytywne historie, czy któraś mama miała przed 20 tygodniem skracająca się szyjkę i wszystko skończyło się dobrze? Czy 5 mm w te 4 tygodnie to dużo? Czy też macie takie odstępy między wizytami i nic się nie dzieje? Czy z każdym jednym ukłuciem powinnam lecieć na IP czy trochę wyluzować?