Dziewczyny jestem już po... Na razie się udało, pęcherz nie pękł, szew założony, podobno jak scisneli szyjke sam się cofnął więc nie musieli przy nim majstrować za dużo. Zabieg robił mi sam ordynator w asyscie mojego lekarza więc byłam w dobrych rękach. Od wczoraj ładują we mnie antybiotyki bo nie czekali na wynik posiewu... To co przeżyłam to moje, zwłaszcza po rozmowoe porannej z lekarzem i właśnie tych informacjach o możliwych powikłaniach, już nie będę tego pisać bo to najczarniejsze scenariusze. Cały czas leżę na sali pooperacyjnej ale przynajmniej mam mega wygodne łóżko, bo przynajmniej do poniedziałku mam reżim łóżkowy... Sikanie do basenu... Masakra ale za drugim razem jakoś poszło. Lekarz mówił że nie było najgorzej, widział gorsze przypadki w których mimo wszyysko udało się więc mam być dobrej myśli