reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Amniopunkcja robić czy nie?

Dokładnie te same myśli krążą po głowie. Pierwsze poronienie psychicznie kompletnie nie przerobiłam, nie byliśmy gotowi, choć przeczucie obawy były ale nie pokryte żadnymi badaniami straciliśmy nasze maleństwo. Ta ciąża była planowana obstawiona lekami jednymi już mając konkretną wiedzę inne tak na w razie. Z jednej strony miałam nadzieję ze tym razem się uda. Jestem mądrzejsza odnośnie przyczyn, obstawiona lekami, nie wystąpiły żadne czynniki które mogły się dodatkowo przyczynić tak jak np przeziębienie, praca fizyczna. Był naturalny stres o to czy się powtórzy scenariusz. Żyłam od badania do badania przełamując kolejne tygodnie w których poprzednio coś się zadziało. Minęłam krytyczny dla mnie tydzień gdzie wtedy straciliśmy. Zaczął się 12 tydzień. Ale w głowie już myśli żeby jak najszybciej skończyć I trymestr. Przyszły badania prenatalne. I dla mnie wyrok. Obrzęk ciała, przezierność, wada serca podejrZenie zespołu. Umawiamy się od razu na amniopunkcje. W międzyczasie kolejne badania, stan się nie pogarsza, czyli dla mego ducha dobrze. W tym czasie mieliśmy szansę przerobić najtrudniejsze tematy, co zrobimy jeśli .... Do tej pory rozmowy były tylko wirtualne wymadrzanie się co by się zrobiło. A teraz trzeba było naprawdę podjąć decyzję. Zmienialiśmy zdanie co chwilę. A ja zaczęłam się modlić już nie o zdrowie tylko o to bym nie musiała podejmować najgorszej decyzji w życiu. Im więcej czytałam na temat konkretnych wad Coraz bardziej się zastanawiałam nad terminacja. Wiedziałam że będę tego żałować mimo że dostanę wyrok z amniopunkcji. Wiedziałam też że jeśli to będzie wada która nie pozwoli na jakieś normalne życie skazę własne dziecko na cierpienie i śmierć na moich oczach. Z jednej strony pragnienie przytulenia ucałowania choć raz własnego dziecka była wielka że nie chciałam tego z drugiej strony .... I tak nie zdecydowaliśmy się na nic. Ten czas był nam potrzebny na oswojenie się z myślą że co nie zrobimy stracimy nasze maleństwo chyba że zdarzy się cud. Przed amniounkcji dowiaduje się że serduszko nie bije. Przyjęłam to z tak lekkim spokojem że nie potrafię tego zrozumieć. Emocje przyszły później. Zła jestem tylko że nie dowiedziałam się co dolega. Byłoby znacznie łatwiej teraz. Szpital nie zabezpieczył prawidłowo danych do badania. Straciliśmy wszystko, nasze dzieci, szanse na to żeby dowiedzieć się co było przyczyną, na to by zacząć dalej funkcjonować, planować i jeśli się zdecydujemy na kolejne dziecko to w jaki sposób się zabezpieczyć przed powtórka. Każda kolejna ciąża nie ważne już teraz w jaki sposób zostanie zainicjowana, jest skazana na psychiczne tortury.
Ale wiem jedno mimo że jest teraz wielki żal, smutek, płacz to wiem że łatwiej mi teraz pogodzić się ze stratą. Widocznie tak było lepiej. Tym razem nie robię tego błędu co poprzednio, chce mieć nasze wspólne miejsce gdzie będziemy mogli przyjść położyć kwiaty. Teraz spotkały się tam na górze nasze dwa Aniołki i się wspólnie sobą opiekują. Nie są same.
Kocham Was. Tęsknię i całuje
 
reklama
Dokładnie te same myśli krążą po głowie. Pierwsze poronienie psychicznie kompletnie nie przerobiłam, nie byliśmy gotowi, choć przeczucie obawy były ale nie pokryte żadnymi badaniami straciliśmy nasze maleństwo. Ta ciąża była planowana obstawiona lekami jednymi już mając konkretną wiedzę inne tak na w razie. Z jednej strony miałam nadzieję ze tym razem się uda. Jestem mądrzejsza odnośnie przyczyn, obstawiona lekami, nie wystąpiły żadne czynniki które mogły się dodatkowo przyczynić tak jak np przeziębienie, praca fizyczna. Był naturalny stres o to czy się powtórzy scenariusz. Żyłam od badania do badania przełamując kolejne tygodnie w których poprzednio coś się zadziało. Minęłam krytyczny dla mnie tydzień gdzie wtedy straciliśmy. Zaczął się 12 tydzień. Ale w głowie już myśli żeby jak najszybciej skończyć I trymestr. Przyszły badania prenatalne. I dla mnie wyrok. Obrzęk ciała, przezierność, wada serca podejrZenie zespołu. Umawiamy się od razu na amniopunkcje. W międzyczasie kolejne badania, stan się nie pogarsza, czyli dla mego ducha dobrze. W tym czasie mieliśmy szansę przerobić najtrudniejsze tematy, co zrobimy jeśli .... Do tej pory rozmowy były tylko wirtualne wymadrzanie się co by się zrobiło. A teraz trzeba było naprawdę podjąć decyzję. Zmienialiśmy zdanie co chwilę. A ja zaczęłam się modlić już nie o zdrowie tylko o to bym nie musiała podejmować najgorszej decyzji w życiu. Im więcej czytałam na temat konkretnych wad Coraz bardziej się zastanawiałam nad terminacja. Wiedziałam że będę tego żałować mimo że dostanę wyrok z amniopunkcji. Wiedziałam też że jeśli to będzie wada która nie pozwoli na jakieś normalne życie skazę własne dziecko na cierpienie i śmierć na moich oczach. Z jednej strony pragnienie przytulenia ucałowania choć raz własnego dziecka była wielka że nie chciałam tego z drugiej strony .... I tak nie zdecydowaliśmy się na nic. Ten czas był nam potrzebny na oswojenie się z myślą że co nie zrobimy stracimy nasze maleństwo chyba że zdarzy się cud. Przed amniounkcji dowiaduje się że serduszko nie bije. Przyjęłam to z tak lekkim spokojem że nie potrafię tego zrozumieć. Emocje przyszły później. Zła jestem tylko że nie dowiedziałam się co dolega. Byłoby znacznie łatwiej teraz. Szpital nie zabezpieczył prawidłowo danych do badania. Straciliśmy wszystko, nasze dzieci, szanse na to żeby dowiedzieć się co było przyczyną, na to by zacząć dalej funkcjonować, planować i jeśli się zdecydujemy na kolejne dziecko to w jaki sposób się zabezpieczyć przed powtórka. Każda kolejna ciąża nie ważne już teraz w jaki sposób zostanie zainicjowana, jest skazana na psychiczne tortury.
Ale wiem jedno mimo że jest teraz wielki żal, smutek, płacz to wiem że łatwiej mi teraz pogodzić się ze stratą. Widocznie tak było lepiej. Tym razem nie robię tego błędu co poprzednio, chce mieć nasze wspólne miejsce gdzie będziemy mogli przyjść położyć kwiaty. Teraz spotkały się tam na górze nasze dwa Aniołki i się wspólnie sobą opiekują. Nie są same.
Kocham Was. Tęsknię i całuje
Chyba nie jestem silna tak jak ty...nie pochowalam swojego dziecka , czekam jeszcze na wyniki histopatologiczne.Nie zdecydowałam się na grób dziecka, stwierdziliśmy z mężem, że zbyt wiele by nas to kosztowało-po raz kolejny-przeżywać śmierć naszego dziecka -chce uspokoić psychikę i zacząć kolejne starania. Największym błędem było to ,że podtrzymywalam dziecko wszystkimi możliwymi sposobami -leżałem od 8 tygodnia ,wszystkie możliwe leki, bywały momenty -gdy krwawiłam , plamiłam-lezalam plackiem bez mycia ...byleby tylko się udało....A życie samo napisało swój scenariusz.....
 
Chyba nie jestem silna tak jak ty...nie pochowalam swojego dziecka , czekam jeszcze na wyniki histopatologiczne.Nie zdecydowałam się na grób dziecka, stwierdziliśmy z mężem, że zbyt wiele by nas to kosztowało-po raz kolejny-przeżywać śmierć naszego dziecka -chce uspokoić psychikę i zacząć kolejne starania. Największym błędem było to ,że podtrzymywalam dziecko wszystkimi możliwymi sposobami -leżałem od 8 tygodnia ,wszystkie możliwe leki, bywały momenty -gdy krwawiłam , plamiłam-lezalam plackiem bez mycia ...byleby tylko się udało....A życie samo napisało swój scenariusz.....
Trzeba robić wszystko co możliwe, będziesz sobie wypominać do końca życia jeśli kolejny raz się nie powiedzie. Ja też sobie zarzucam czy lek który dostałam dojelitowo nie powinnam dostać dopochwowo. Bo się teraz naczytałam w necie że dojelitowo ma skutki teratogenne. I może mój maluszek był za słaby by to wytrzymać.
Po pierwszym poronieniu żałowałam, że nie mamy nawet małego nagrobka. Teraz nie chciałam kolejny raz przez to przechodzić, nie wiem czy będzie nam jeszcze dane mieć dziecko żywe przy nas. Powiem, że płacz i łzy jeszcze długo będą ale pochówek naprawdę ulżył. To był taki moment przełomowy dla mnie, ja to wiedziałam że tak będzie, miałam wszystko zaplanowane, łącznie z włożeniem go to trumny tak jak do łóżeczka. Wiem że teraz będzie nad nami czuwał i miał nas w swojej opiece.
 
Trzeba robić wszystko co możliwe, będziesz sobie wypominać do końca życia jeśli kolejny raz się nie powiedzie. Ja też sobie zarzucam czy lek który dostałam dojelitowo nie powinnam dostać dopochwowo. Bo się teraz naczytałam w necie że dojelitowo ma skutki teratogenne. I może mój maluszek był za słaby by to wytrzymać.
Po pierwszym poronieniu żałowałam, że nie mamy nawet małego nagrobka. Teraz nie chciałam kolejny raz przez to przechodzić, nie wiem czy będzie nam jeszcze dane mieć dziecko żywe przy nas. Powiem, że płacz i łzy jeszcze długo będą ale pochówek naprawdę ulżył. To był taki moment przełomowy dla mnie, ja to wiedziałam że tak będzie, miałam wszystko zaplanowane, łącznie z włożeniem go to trumny tak jak do łóżeczka. Wiem że teraz będzie nad nami czuwał i miał nas w swojej opiece.
Z psychologiem to przerabiałam...rozmowa i rozmowa ,stwierdziłam, że nie jestem na tyle silna by chodzić na cmentarz ,kocham ja całym sercem i chyba lepiej będzie jak zapale świeczkę na cmentarzu u dziadków.
W moim przypadku jest macica dwurożna czyli ciągle plamienie i krwawienie ,przerabiałam to w pierwszej ciąży, czy leki zaszkodziły raczej nie(brałam te same tylko ,że w zmniejszonej ilości) -dzięki nim mam też zdrowego synka (3 latka) i dla niego jeszcze się podnoszę z łóżka, może tez dla niego nie chce ceremoni pogrzebowej siostry.Nie chce by widział jak to przeżywamy-już dość mi przepłakał nocy gdy widział moją rozpacz-nie byłam w stanie ciągle się przed nim ukrywać. Wolę po prostu by była w moim sercu a on nie pytał ciągle o siostrę.Ide do lekarza w piątek...Ale myślę, że po łyżeczkowaniu prędzej jak po pół roku -starać się nie możemy.
 
Z psychologiem to przerabiałam...rozmowa i rozmowa ,stwierdziłam, że nie jestem na tyle silna by chodzić na cmentarz ,kocham ja całym sercem i chyba lepiej będzie jak zapale świeczkę na cmentarzu u dziadków.
W moim przypadku jest macica dwurożna czyli ciągle plamienie i krwawienie ,przerabiałam to w pierwszej ciąży, czy leki zaszkodziły raczej nie(brałam te same tylko ,że w zmniejszonej ilości) -dzięki nim mam też zdrowego synka (3 latka) i dla niego jeszcze się podnoszę z łóżka, może tez dla niego nie chce ceremoni pogrzebowej siostry.Nie chce by widział jak to przeżywamy-już dość mi przepłakał nocy gdy widział moją rozpacz-nie byłam w stanie ciągle się przed nim ukrywać. Wolę po prostu by była w moim sercu a on nie pytał ciągle o siostrę.Ide do lekarza w piątek...Ale myślę, że po łyżeczkowaniu prędzej jak po pół roku -starać się nie możemy.
Leki które brałam pozwoliły mi utrzymac aż do 16 TC, ale na 10 dni przed informacja że serce nie bije dostała lek na infekcje i ten mógł przyspieszyć. My wiedzieliśmy że mały ma jakąś wadę serca nie wiemy jaką.

Tak każdy musi sam sobie ułożyć sposób na swoją żałobę, sposób pożegnania. Po pierwszym poronieniu wiedziałam co mi ciążyło, pomogło jak na głos powiedziałam że mamy swojego Aniołka, to był ten moment przełomowy dla psychiki.

Zawsze jak szliśmy na cmentarz to była lampka dla naszego pierwszego malucha. Ale teraz mamy takie naprawdę nasze miejsce i czuje, że mimo że teraz jest ciężko to za chwilę zaświeci słońce.

Po pierwszym poronieniu a był to 11 TC, też miałam zabieg mieliśmy zielone światło zaraz w pierwszym cyklu. Mówili mi o tym juz w szpitalu, jeśli po pierwszej kontroli mój gin nie stwierdzi żadnych przeciwwskazań. I tak było wszystko ładnie się odnowiło. Niestety nic nie wychodziło, były problemy z owulacja. Udało się 7 miesięcy później. Teraz był 16 TC i szpital już mówił żeby wstrzymać się do 3 miesięcy bo już była ciąża zaawansowana. Zresztą dla nas teraz ważne badania i dopiero wtedy zaczniemy cokolwiek działać.
 
Leki które brałam pozwoliły mi utrzymac aż do 16 TC, ale na 10 dni przed informacja że serce nie bije dostała lek na infekcje i ten mógł przyspieszyć. My wiedzieliśmy że mały ma jakąś wadę serca nie wiemy jaką.

Tak każdy musi sam sobie ułożyć sposób na swoją żałobę, sposób pożegnania. Po pierwszym poronieniu wiedziałam co mi ciążyło, pomogło jak na głos powiedziałam że mamy swojego Aniołka, to był ten moment przełomowy dla psychiki.

Zawsze jak szliśmy na cmentarz to była lampka dla naszego pierwszego malucha. Ale teraz mamy takie naprawdę nasze miejsce i czuje, że mimo że teraz jest ciężko to za chwilę zaświeci słońce.

Po pierwszym poronieniu a był to 11 TC, też miałam zabieg mieliśmy zielone światło zaraz w pierwszym cyklu. Mówili mi o tym juz w szpitalu, jeśli po pierwszej kontroli mój gin nie stwierdzi żadnych przeciwwskazań. I tak było wszystko ładnie się odnowiło. Niestety nic nie wychodziło, były problemy z owulacja. Udało się 7 miesięcy później. Teraz był 16 TC i szpital już mówił żeby wstrzymać się do 3 miesięcy bo już była ciąża zaawansowana. Zresztą dla nas teraz ważne badania i dopiero wtedy zaczniemy cokolwiek działać.
Robiliście badania genetyczne?,My się zastanawiamy , tylko nie wiemy gdzie uderzyć .... nasz synek jest zdrowy ,myślę, że u nas to był czysty przypadek.Nie wiemy jak do tego podejść-myślę, że badania histopatologiczne też odpowiedzi nie dadzą.Hmmm.....
Masz rację, każdy przechodzi żałobę na swój sposób-mamy wolny wybór...na szczęście "wyboru" co do decydowania czy pochowamy takiego maluszka nam Państwo jeszcze nie zebrało....bo wszystko inne już tak☹...
Zobaczysz zawita u nas jeszcze słońce,życie już dość doświadczyło Ciebie jak i mnie .
Jestem psychicznie wyczerpana -ciągle powtarzam mężowi, że nie chce już nigdy więcej próbować -natomiast z tyłu głowy ciągle myśli-oby być jeszcze raz mamą(jak najszybciej)
 
Robiliście badania genetyczne?,My się zastanawiamy , tylko nie wiemy gdzie uderzyć .... nasz synek jest zdrowy ,myślę, że u nas to był czysty przypadek.Nie wiemy jak do tego podejść-myślę, że badania histopatologiczne też odpowiedzi nie dadzą.Hmmm.....
Masz rację, każdy przechodzi żałobę na swój sposób-mamy wolny wybór...na szczęście "wyboru" co do decydowania czy pochowamy takiego maluszka nam Państwo jeszcze nie zebrało....bo wszystko inne już tak☹...
Zobaczysz zawita u nas jeszcze słońce,życie już dość doświadczyło Ciebie jak i mnie .
Jestem psychicznie wyczerpana -ciągle powtarzam mężowi, że nie chce już nigdy więcej próbować -natomiast z tyłu głowy ciągle myśli-oby być jeszcze raz mamą(jak najszybciej)
Wiesz w trakcie pierwszego poronienia też nie wyobrazalam sobie by dalej próbować, a na pewno nie od razu w następnym cyklu, nie zamieszkać nie za dwa. Po zabiegu rozpacz żal do sobie że nie zabezpieczyłam próbek do badań, nie zdarzylam odpowiednio się dokształcić przez internet. Wszystko było potem już za pozno by robić badania. Teraz sprawdzałam w szpitalu czy może zostały jakieś bloczki z danymi dzieciątka to jednak nic nie ma. Strach przed odsunięciem się od partnera obecnie męża. To wszystko w głowie się mieszało. Teraz bardziej przygotowana, z doświadczeniem co mogę zrobić zrobiłam wszystko by zabezpieczyć próbki do genetycznego badania, natomiast teraz szpital podczas zabiegu lekarz zmienił zdanie i wszystko wrzucili do formaliny i straciłam możliwość zrobienia genetycznych metoda mikromacierza. Pozostaje nikła szansa na pcqr ewentualnie testdna. Czy się uda czy da odpowiedź? Nie wiem mam nadzieję że tak. U mnie to już nie przypadek.
Więc teraz nie dość że walka z psychika o normalne życie to rozpoczynam walkę ze szpitalem o zaniechanie czynności lekarskich.
 
Wiesz w trakcie pierwszego poronienia też nie wyobrazalam sobie by dalej próbować, a na pewno nie od razu w następnym cyklu, nie zamieszkać nie za dwa. Po zabiegu rozpacz żal do sobie że nie zabezpieczyłam próbek do badań, nie zdarzylam odpowiednio się dokształcić przez internet. Wszystko było potem już za pozno by robić badania. Teraz sprawdzałam w szpitalu czy może zostały jakieś bloczki z danymi dzieciątka to jednak nic nie ma. Strach przed odsunięciem się od partnera obecnie męża. To wszystko w głowie się mieszało. Teraz bardziej przygotowana, z doświadczeniem co mogę zrobić zrobiłam wszystko by zabezpieczyć próbki do genetycznego badania, natomiast teraz szpital podczas zabiegu lekarz zmienił zdanie i wszystko wrzucili do formaliny i straciłam możliwość zrobienia genetycznych metoda mikromacierza. Pozostaje nikła szansa na pcqr ewentualnie testdna. Czy się uda czy da odpowiedź? Nie wiem mam nadzieję że tak. U mnie to już nie przypadek.
Więc teraz nie dość że walka z psychika o normalne życie to rozpoczynam walkę ze szpitalem o zaniechanie czynności lekarskich.
U nas genetyczne z amniopunkcji - czyli znamy przyczynę....wiemy na pewno, że maleńka była obciążona.Lekarz przy odbiorze badań kazał się cieszyć z tego co mam,jakby podejrzewał ,że już długo to nie potrwa😑 lecz nikt wprost nie powiedział...mam wielki żal do naszych rządzących, że teraz tak wszystko się odbywa(niby mówi sie o wadzie ale na okrętkę...0 konkretów...jedyne co się dowiedziałem to...to ,że na szczęście jesteśmy w Unii i jeszcze tam można coś załatwić).co wcale nie było dla mnie pocieszające...
Niestety u nas na ten moment wszystko się rozsypało,nie potrafimy że sobą rozmawiać...mam wrażenie ,że zostałam całkiem sama że swoją żałobą.
W dodatku szpital nie chce wystawić zaświadczenia o martwym urodzeniu dziecka...aby dostać 8 tygodniowy urlop macierzyński,brakowało 2 dni do 22 tygodnia (gdzie płód nazywa się dzieckiem ),Szpital wystawił mi zwolnienie na 2 tygodnie...A później radź sobie kobieto sama,przykre jest to ,że nawet w takiej sytuacji Państwo się wypina...A ja jestem tak bardzo zmęczona psychicznie....
 
U nas genetyczne z amniopunkcji - czyli znamy przyczynę....wiemy na pewno, że maleńka była obciążona.Lekarz przy odbiorze badań kazał się cieszyć z tego co mam,jakby podejrzewał ,że już długo to nie potrwa[emoji58] lecz nikt wprost nie powiedział...mam wielki żal do naszych rządzących, że teraz tak wszystko się odbywa(niby mówi sie o wadzie ale na okrętkę...0 konkretów...jedyne co się dowiedziałem to...to ,że na szczęście jesteśmy w Unii i jeszcze tam można coś załatwić).co wcale nie było dla mnie pocieszające...
Niestety u nas na ten moment wszystko się rozsypało,nie potrafimy że sobą rozmawiać...mam wrażenie ,że zostałam całkiem sama że swoją żałobą.
W dodatku szpital nie chce wystawić zaświadczenia o martwym urodzeniu dziecka...aby dostać 8 tygodniowy urlop macierzyński,brakowało 2 dni do 22 tygodnia (gdzie płód nazywa się dzieckiem ),Szpital wystawił mi zwolnienie na 2 tygodnie...A później radź sobie kobieto sama,przykre jest to ,że nawet w takiej sytuacji Państwo się wypina...A ja jestem tak bardzo zmęczona psychicznie....
To postępowanie ws. karty martwego urodzenia jest bezprawne, szczególnie, że jest wynik amniopunkcji, więc szpital zna płeć i nie może się tym zasłaniać. Co za świnie. Zgłoście oficjalna skargę z żadaniem wydania karty. Rozróżnienie pomiędzy poronieniem a porodem przedwczesnym jest tylko medyczne, w polskim prawie nie występuje i dlatego można takie karty wystawiać nawet przy poronieniu w 6 tygodniu, o ile ustali się genetycznie płeć.
 
Ostatnia edycja:
reklama
U nas genetyczne z amniopunkcji - czyli znamy przyczynę....wiemy na pewno, że maleńka była obciążona.Lekarz przy odbiorze badań kazał się cieszyć z tego co mam,jakby podejrzewał ,że już długo to nie potrwa😑 lecz nikt wprost nie powiedział...mam wielki żal do naszych rządzących, że teraz tak wszystko się odbywa(niby mówi sie o wadzie ale na okrętkę...0 konkretów...jedyne co się dowiedziałem to...to ,że na szczęście jesteśmy w Unii i jeszcze tam można coś załatwić).co wcale nie było dla mnie pocieszające...
Niestety u nas na ten moment wszystko się rozsypało,nie potrafimy że sobą rozmawiać...mam wrażenie ,że zostałam całkiem sama że swoją żałobą.
W dodatku szpital nie chce wystawić zaświadczenia o martwym urodzeniu dziecka...aby dostać 8 tygodniowy urlop macierzyński,brakowało 2 dni do 22 tygodnia (gdzie płód nazywa się dzieckiem ),Szpital wystawił mi zwolnienie na 2 tygodnie...A później radź sobie kobieto sama,przykre jest to ,że nawet w takiej sytuacji Państwo się wypina...A ja jestem tak bardzo zmęczona psychicznie....
No co ty, ja zażądałam określenia płci i powiedzieli że jeśli to będzie możliwe organoleptycznie to dadzą mi kwity od razu, jeśli nie to musi być genetycznie ustalone przez zakład patamorfologiczny gdzie ciało dziecka poszło po poronieniu i na podstawie tego wystawiają wtedy akt o martwy urodzeniu.
Jeśli tego nie załatwisz to fakt 2 tygodnie ewentualnie dalej ginekolog albo rodzinny zwolnienie
 
Do góry