reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Odpowiedz w temacie

Ostatnio przeczytałam chyba wszystkie posty na temat waszych wcześniaczków i postanowiłam opisać również naszą historię. Fakt że w porównaniu z waszymi dzieciaczkami mój Adrian był bardzo duży. Urodził się z wagą 2460g i 49cm więc był spory jak na ten tydzień.



U nas od początku były problemy. Adrianek to mój drugi syn, z pierwszym też miałam problemy z rozwierającą i skracającą się szyjką ale spędzając prawie 2 miesiące w szpitalu udało mi się Konrada donosić do pełnego 37 tygodnia. Teraz było inaczej. Znów miałam problemy z szyjką i ze skurczami z tym ze tym razem to ja byłam przewrażliwiona. Naciskałam lekarkę na to by kontrolowała mi szyjkę, rozmawiałam o krążku itp. Ale moja ginekolog patrzyła na mnie jak na UFO nic z tym nie robiąc poza daniem mi nospy... Kiedy w 26 tygodniu trafiłam do szpitala z szyjką o długości 1cm i drożnym kanałem lekarze też mnie olali twierdząc że skoro donosiłam pierwszego syna, tego też donoszę... no i mnie odesłali do domu z niczym. W 30 tygodniu trafiłam na IP ze skurczami i nawet pompa fenoterolu nie potrafiła ich zahamować. Na szczęście poród się nie odbył a takie skurcze męczyły mnie niemal cały czas przez te ostatnie 4 tygodnie. Szyjka stanęła na 2cm rozwarcia - zgładzona całkowicie. I tak w domu przeleżałam te ostatnie 4 tygodnie (mąż wziął na mnie zwolnienie żeby się synem starszym zająć bym ja mogła leżeć)


Niestety... w 34 tygodniu skurcze "zmęczyły" pęcherz płodowy przez co odeszły mi wody o godz 23... Pędem pojechałam na  IP do szpitala z bardzo dobrym oddziałem ratowania wcześniaków Tam chcieli mnie odprawić gdyż mieli tępy dyżur, jednak jakoś udało mi się ich wybłagać.... I DOBRZE bo o 00.50 synka miałam już na rękach! Skurcze trwały może z niecałą godzinę więc naprawdę szybko urodziłam....


Mały urodził się w bardzo dobrym stanie - 9pkt. I dostałam go na chwilę na brzuch do pokangurowania. Chwile później zabrali go na odział wcześniaków. Kiedy przewieźli mnie na połóg była godzina około 2 w nocy… Próbowałam  zasnąć nauczona doświadczeniem ale nie było szans… byłam zbyt naładowana  hormonami...  Szlag  mnie trafiał bo wiedziałam ze o 6 mogę iść przystawić po raz pierwszy  maluszka do piersi… Po mierzeniu temperatury i ciśnienia poleciałam jak poparzona  na górę na wcześniaki. Mój Adrian leżał podłączony do urządzenia które  monitorowało jego saturację i pracę serduszka. Wziełam go na ręce i próbowałam przystawić jednak mały nie chciał jeść bo wciąż był zmęczony porodem… Przez cały dzień latałam do  synka a poprzystawać do piersi i po prostu popatrzeć na niego…  Strasznie cierpiałam widząc na sali inne dzieci i nie mogąc go mieć przy  sobie. Położne na odziale wcześniaków powiedziały ze jest szansa że  oddadzą mi go na sale, bo mały ładnie je (później zaczął ssać pierś i  dojadał z butelki MM) Chodziłam za pediatrą i pytałam kiedy mogę go  zabrać itp ale nie chciała nic mi powiedzieć. Kolejnego dnia rano na  obchodzie ginekolog zapytał co z maluszkiem a ja prawie przez łzy powiedziałam ze jest na górze... Mężczyzna okazał się  złotym człowiekiem bo zadzwonił do pediatry i namówił ją by oddała mi  malucha skoro nic mu nie jest a on chce mieć na względzie moje dobro bo  widzi że jest mi ciężko… I tak po 12 – czyli pokarmieniu. – Bardzo miła  położna ze wcześniaków odwiozła ze mną Adrianka na dół. Powiedziała ze  dobrze robię że chce go zabrać do siebie, ze przy matce dzieci szybciej  nabierają sił itp. I żebym się nie przejmowała krytyką czy wrogimi  słowami, mam zaufać sobie… Kiedy mały był na sali ze mną rozpłakałam się  jak dziecko… dopiero wtedy odeszły mi wszystkie emocję…


  Kolejnego dnia dostałam zakaz karmienia piersią (bo wtedy już tylko był  na piersi) z powodu ubytku wagi. I Pani od laktacji pokazała jak mam  ściągać mleko by nie dokarmiać malucha MM. Początkowo nie dałam rady  ściągnąć więcej niż 50ml czyli tyle ile jadł Adrian i musiałam biegać do  pokoju laktacyjnego co 2 godziny – czyli tak jak jadł mały.  Latałam  tak dwie doby… ściąganie – ok. 30min. Karmienie – około godziny bo  Adrian nie chciał ssać buteli… wyciskałam mu na języczek mleko i masując  symulowałam do połykania. Spałam po pare naście minut ale udawałam ze  wszystko jest w porządku byle tylko mały przybierał na wadzę… Kolejnego  dnia Adrian dostał żółtaczki i musiał być naświetlany. Pani od laktacji –  Pani Basia – nie mogła już na mnie patrzeć i zabrała Adriana z lampą na  dyżurkę bym się przespała a ja patrząc jej w oczy płakałam za swoim  dzieckiem. Padałam na twarz a tak drżałam o małego że nie mogłam się z  nim rozstać. Bałam się ze one nie będą miały tyle cierpliwości co ja i  mały zaraz wyląduję na wcześniakach pod sondą bo przecież nie chce  jeść..

W nocy po zmianie dyżuru nowe położne zaczęły przywozić małego mi na  karmienie co zaczęło mnie strasznie frustrować bo niby po co on jest na  dyżurce skoro i tak co 2 godziny muszę ściągać mleko i go karmić i to  żaden odpoczynek – w dzień oczywiście dalej nie spałam bo przeżywałam  rozstanie… Około 11 w nocy kiedy przyszłam po Adriana na karmienie – bo  widziałam ze on już powinien jeść a one mi go nie przywoziły… zobaczyłam  ze mały leży pod lampami bez okularków ochronnych z pieluszką na  twarzy, denerwuję się bo ciężko mu oddychać a one sobie plotkowały i nie  patrzyły co się dzieje. Możecie wyobrazić sobie moją wściekłość!  Podniosłam raban i zabrałam Adriana z lampami do siebie na sale… złość  przeplatała się ze zmęczeniem i płaczem… byłam ledwo zywa ale dalej  dzielnie chodziłam ściągać to mleko i tańczyłam z małym na rękach  śpiewając mu by wynegocjować kolejny mały łyczek mleka. Pokarmu zaczęło  przybywać więc mogłam już ściągać dwie porcję na raz – a nawet więcej,  więc w nocy nie musiałam już tak często chodzić ściągać i dzięki temu  więcej spałam. Dla Adriana z każdym dniem można było podać więcej mleka  choć wciąż każdy łyk był niezwykle skrupulatnie negocjowany bo mały nie  chciał sam jeść. Bałam się ze to zaprzepaści moje karmienie piersią a  pokarm niedługo mi zaniknie. Nie było jednak szans na przystawianie bo  mały zmęczony butelką piersi ssać już nie chciał a w odwrotnej  kolejności podać nie mogłam bo bałam się ze znowu zacznie spadać z wagi.  Obserwowałam inne wcześniaki z tego samego tygodnia co mój mały i każdy  był choć przez pare dni na sondzie… jedyny on jakoś się uchował więc  starałam się nie narzekać i działać by go od tego uchronić… Co raz  dostawałam inne porady i zalecenia… jedna położna mówi karm piersią…  druga mówi broń boże zapomni o tym nawet w domu bo dziecko ci „uschnie”…  itd. Itp…. Do tego doszła tęsknota za Konradem którego mąż raz do mnie  przywiózł i tym samym płakałam od rana do wieczora wpadając w coś na  kształt depresji. Chciałam wyjść ale nie mogłam zostawić Adriana…  wiedziałam że jestem mu potrzebna choć większość matek już dawno  powychodziła zostawiając swoje wcześniaki na oddziale… Los nam jednak  sprzyjał bo na 8 dobę bilirubina spadła i dzięki dobrym wynikom zostałam  wysłała do domu. Na wypisie mam napisane że mam karmić małego  ściągniętym mlekiem ale już na 2 dobę w domu przeszliśmy na pierś. Dopiero tu  odnalazłam spokój i odpoczęłam…. Adrian zaczął jeść z piersi o wiele  chętniej i nie trzeba było go do tego namawiać mimo ze ssał co godzinę.  Przybierał pięknie! W pierwszym miesiącu życia przybrał aż 1700g! :-D

Nasza historia mimo wcześniactwa z 34 tygodnia ma jednak dobre zakończenie…


Do góry